Music Is The Weapon Fest Vol. 7 Dzień 1 / Daltonists / Dynasonic / Titanic Sea Moon / Desdemona / 04.03.22

ozedf

Pierwszego dnia Music Is The Weapon Fest Vol. 7 wystąpiły trzy, pozornie zupełnie różne od siebie tria. W praktyce wszystkie składy łączyło ze sobą naprawdę wiele. Zarówno Daltonists, Dynasonic, jak i Titanic Sea Moon, na pierwszym miejscu postawiły na dźwięki nieskrępowane i swobodne. Postawiły na wolność.

W składzie Daltonists mamy Jacka Reznera z Lastryko na perkusji, Romana Wróblewskiego na klawiszach oraz Piotra Orzechowskiego na basie. Prawdopodobnie wczoraj zagrali w takiej konfiguracji swój pierwszy, publiczny koncert, ale gdybym się nie domyślił, to raczej nie wyczytałbym tej informacji z tego, jak zaprezentowali się na scenie. Ich muzyka, pełna barw i powietrza, była świetną symbiozą funkowego luzu z krautrockowym transem. Śledźcie ten skład, bo już niedługo płyta.

To był już któryś koncert Dynasonic, który udało mi się zobaczyć. Każdy z ich występów był inny. Z wczorajszego zapamiętam najbardziej to, że dubowe, basowe podbicie niemalże zespoliło się i połączyło z elektronicznym tłem. Efekt tego taki, że zespół mógłby bez problemu zagrać na imprezie klubowej, tanecznej, i prawdopodobnie gdyby usadowił się gdzieś za kotarą, to nikt nie domyśliłby się, że za te dźwięki odpowiadają żywi ludzie. Nie odczytujcie tego jednak negatywnie, bo emocji w grze Dynasonic było dużo. W dodatku grający na perkusji Mateusz Rychlicki był tego wieczora prawdziwym dyrygentem i liderem składu. To dzięki jego zróżnicowanej, ale też uważnej grze wszystko zadziałało jak dobrze naoliwiona, a przy tym diabelnie taneczna maszyna.

Ostatni tego dnia Titanic Sea Moon zaprezentowali ścieżkę dźwiękową końca świata. Nie umiem postrzegać ich występu inaczej niż przez pryzmat tego, co dzieje się za oknem. Uważam zresztą, że osobisty kontekst zawsze jest ważny i potrafi wzbogacić doznanie, jakim jest obcowanie z muzyką — szczególnie na żywo. Tak było też wczoraj, bowiem transowy post-rock w wykonaniu TSM w połączeniu z bogatą paletą hałasu to było coś, co pozwoliło na oderwanie się od obecnej sytuacji na świecie, ale stanowiło też doskonałą, dźwiękową wizualizację wszystkich związanych z nią lęków. Wspaniały set, który zawsze będzie grać mi w głowie, gdy będę wracać myślami do tych czasów. Obym miał do tego okazję.